Talenty
Profil
Malarz, krytyk i teoretyk sztuki. Przyjaźnił się z braćmi Gierymskimi, Chełmońskim, Wyczółkowskim, Witkiewiczem. W pewnym momencie porzucił wszystko i poświęcił się Bogu i… najbiedniejszym.
Biografia
Przyszedł na świat w miejscowości Igołomia nieopodal Miechowa. Uczył najpierw w Petersburgu, potem w Warszawie. Studiował w Instytucie Politechnicznym Rolnictwa i Leśnictwa w Nowej Aleksandrii (Puławy), gdzie zaprzyjaźnił się z przyszłym wybitnym malarzem Maksymilianem Gierymskim.
Proteza i smaczny obiad
Udział w powstaniu styczniowym kosztował go utratę nogi – rozerwał ją artyleryjski granat. Amputacja została przeprowadzona w stodole, bez środków znieczulających. Adam Chmielowski sam musiał trzymać świeczkę w zapadającym zmroku. Kilka lat później rozpoczął wymarzone studia malarskie w Monachium – jednym z najważniejszych ówczesnych artystycznych ośrodków w skali Europy. Wszedł do tzw. sztabu – elitarnego grona wybitnych polskich artystów. Przyjaźnił się z braćmi Gierymskimi, Józefem Chełmońskim i Józefem Brandtem. Dzięki niezwykle nowoczesnej, wykonanej specjalnie na zamówienie w Paryżu, protezie Chmielowski mógł w pełni korzystać ze studenckiego życia. Tańczył i namiętnie jeździł na łyżwach. Pewnego razu – jak opowiadał po latach Leon Wyczółkowski – grupa przyjaciół-malarzy szła ulicą w Monachium, zastanawiając się, w jaki sposób zdobyć pieniądze na obiad. Nagle Chmielowski zeskoczył z krawężnika i podłożył protezę pod koła przejeżdżającej karety. Przerażony właściciel, zobaczywszy wijącego się i krzyczącego z bólu młodego człowieka, wręczył mu sporą sumę w ramach rekompensaty. Artyści poszli na wystawny obiad. Po powrocie do kraju wspólnie ze Stanisławem Witkiewiczem, Antonim Piotrowskim i Józefem Chełmońskim wynajął pracownię malarską w Hotelu Europejskim. Artyści szybko weszli do kręgu bywalców salonu artystyczno-literackiego Heleny Modrzejewskiej. Ich atelier odwiedzali m.in. Henryk Sienkiewicz i Antoni Sygietyński, kompozytor i krytyk sztuki, czołowy propagator realistycznego nurtu.
Depresja i powołanie
Coraz częściej myśli Chmielowskiego wędrowały ku Bogu. Wprowadzając znajomych w osłupienie, wstąpił do zakonu jezuitów. „Jestem szczęśliwy. Maluję i będę malował więcej i lepiej” – pisał do Heleny Modrzejewskiej. Nie mówił prawdy. W rzeczywistości w tamtym czasie zmagał się z głęboką depresją. Przeżył załamanie i trafił do zakładu dla umysłowo chorych. „Byłem przytomny, nie postradałem zmysłów, ale przechodziłem okropne męki” – wspominał później. Uratowała go, jak sam przyznawał, spowiedź. Po niej porzucił błyskotliwą karierę artystyczno-towarzyską, związał się z tercjarzami św. Franciszka i jako brat Albert rozpoczął pracę apostolską wśród ludności wiejskiej na Wołyniu, Podolu i Polesiu.
Był jak chleb
Ostatecznie osiadł w Krakowie. Zamieszkał razem z bezdomnymi, opuszczonymi i wyrzutkami społecznymi gromadzącymi się w tzw. ogrzewalniach. Sam dla nich gotował to, co codziennie wyżebrał, objeżdżając swoim wózkiem ulice Krakowa. „Był jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić, nakarmić się” – mówiono o nim. Z czasem dołączali do niego kolejni „wariaci”, jak i wówczas nazywano. Za zgodą Albina kard. Dunajewskiego brat Albert przywdział habit, a rok później złożył śluby zakonne. Powołał też nowe zgromadzenia: Braci Albertynów i Sióstr Albertynek. Zafascynowany św. Franciszkiem z Asyżu, wymagał od współbraci bezwzględnego ubóstwa. Zgodnie z wolą Chmielowskiego, albertyni i albertynki spożywali posiłki siedząc na podłodze – nie używano stołów ani krzeseł. Mówiło się, że zabraniał nawet dotykać pieniędzy – zakonny ekonom musiał brać je przez habit. Brat Albert zakładał pustelnie, gdzie jego współpracownicy kontemplowali i pogłębiali swoje życie duchowe. Równocześnie tworzył kolejne domy dla sierot, kalek, starców i nieuleczalnie chorych. Pomagał bezrobotnym organizując dla nich pracę. Słynne są słowa brata Alberta, że „trzeba każdemu dać jeść, bezdomnemu miejsce, a nagiemu odzież, bez dachu i kawałka chleba może on już tylko kraść albo żebrać dla utrzymania życia”. Niektórzy duchowni patrzyli na albertynów niechętnie, demonstracyjnie okazując dezaprobatę dla prowadzonych przez nich działań. Jeden z krakowskim kapłanów, w obecności wiernych, odmówił im Komunii św., zarzucając, że „mieszkają razem z prostytutkami”. Schorowany „brat opuchlaków”, jak go nazywano, zmarł pośród swoich podopiecznych. Prezydent Polski Ignacy Mościcki nadał mu pośmiertnie Wielką Wstęgę Orderu Polonia Restituta za wybitne zasługi w działalności niepodległościowej i na polu pracy społecznej. Został kanonizowany przez papieża Jana Pawła II, który był osobiście zafascynowany jego życiem i działalnością. Jeszcze jako Karol Wojtyła poświęcił mu sztukę zatytułowaną „Brat naszego Boga”.
Brak dostępu do ankiet
Aby wziąć udział w ankiecie musisz posiadać konto oraz musisz być zalogowany.