Budzimira Wojtalewicz-Winke (1924-2015)

Talenty

  • Opiekun zdrowia
  • Społecznik

Profil

Urodziła się w Wolnym Mieście Gdańsku. Jej tata został zamordowany w Stutthofie, a narzeczony zginął w Powstaniu Warszawskim. Mimo to wyszła za mąż za Niemca, a połowę swojego życia poświęciła polsko-niemieckiemu dialogowi.

Biografia

Jej ojciec Feliks Muzyk był głównym prokurentem w filii brytyjskiego banku, z zamiłowania dyrygentem, ale przede wszystkim znanym w mieście działaczem polonijnym. Należał m.in. do tajnego ruchu antynazistowskiego o nazwie „Polski Związek Zachodni”. Mama Bolesława przez lata śpiewała w słynnym polskim chórze „Lutnia”. „Pamiętam, jak razem z niemieckimi i żydowskimi koleżankami bawiłyśmy się na podwórku od rana do wieczora. Wszystko zmieniło się w 1933 r., kiedy władzę w Gdańsku przejęli panowie spod znaku hakenkreuza” – wspominała Budzimira Wojtalewicz-Winke.

Polskie świnie

Koledzy, z którymi jeszcze niedawno witała się na ulicy, masowo zaczęli wstępować do Hitlerjugend. Budzimira z kolei zapisała się do polskiego harcerstwa. Z dumą nosiła swój mundur. Niemcy często wołali za nią i jej koleżankami „Polnische Schweine”, czyli polskie świnie. Pluli w ich stronę, a nawet rzucali kamieniami. Niebezpiecznie było samemu chodzić po mieście. „Staraliśmy się nie odpowiadać na te zaczepki, ale też nie siedzieliśmy z założonymi rękami” – wspominała. Budzimira na powielaczu ojca przygotowywała ulotki „Gdańsk był, jest i będzie polski”, które razem z innymi harcerzami naklejała na murach. Kiedy wybuchła wojna, miała 15 lat. Feliksa Muzyka Niemcy aresztowali już 1 września. Na Boże Narodzenie razem z całą rodziną odwiedziła ojca w obozie pracy. „Wszyscy przeszliśmy obok starszego, wychudzonego mężczyzny z brodą, który siedział na taborecie i szył. W pewnym momencie usłyszeliśmy głos: »dzieci nie poznałyście mnie?«”. To było jej ostatnie spotkanie z ojcem. W styczniu 1940 r. otrzymali kartkę. Feliks Muzyk pisał, że wraca do domu. Musiał tylko pojechać do Stutthofu po zwolnienie. Został rozstrzelany 22 marca w Wielki Piątek.

Koleżanka Baczyńskiego

Razem z mamą i siostrami została wysiedlona z Gdańska. Ostatecznie trafiły do Warszawy, gdzie zaopiekowała się nimi Jadwiga Milewska, dawna znajoma. Budzimira pomagała w domu i jednocześnie kontynuowała naukę na tajnych kompletach. Syn pani Jadwigi, Tadeusz, wprowadził ją do Szarych Szeregów. Przyjęła pseudonim „Budka”. Dlaczego taki? Bo tak mówił do niej Tadeusz, jej pierwsza wielka miłość. Narzeczony studiował medycynę. Mówił, że jako lekarz też może robić wiele dobrego. Wspólnie zajmowali się kolportażem podziemnej prasy, zdobywaniem lekarstw i żywności, a nawet przewożeniem broni i amunicji. Należeli do słynnego plutonu „Alek” kompanii „Rudy” batalionu „Zośka”, w szeregach którego był także Krzysztof Kamil Baczyński. „Poznałam Krzysztofa w mieszkaniu u Tadeusza. Wtedy nie miałam pojęcia, że pisze i jest w tym taki dobry. Był po prostu znajomym” – wspominała. Koledzy z jej oddziału, kiedy dowiedzieli się o wybuchu powstania, zaczęli wiwatować i prosić ją do tańca. „Budka” też się cieszyła, chociaż nie do końca, bo na jakiś czas musiała rozstać się z narzeczonym. Jesienią mieli wziąć ślub. Po wojnie dowiedziała się, że Tadeusz zginął 5 sierpnia, dzień po swoich 24. urodzinach. Tego samego dnia, kilka godzin przed śmiercią, wziął udział w wyzwoleniu 348 Żydów z więzienia na ul. Gęsiej, tzw. Gęsiówki.

Za Niemca wychodzisz?!

Po wojnie wróciła do Gdańska. „Obok nas mieszkało jeszcze dużo Niemców. Często przychodzili do mamy i prosili o pomoc. Teraz to oni byli prześladowani przez nowe, komunistyczne władze. »Mamuś, daj spokój, dlaczego ty im tak pomagasz? Nie pamiętasz, co oni nam zrobili? Zabili Tadeusza, rozstrzelali tatusia…« – mówiłam. A mama odpowiadała, że w każdym kraju żyją dobrzy i źli ludzie, niezależnie od narodowości. Wówczas tego nie rozumiałam” – opowiadała. Życie jej nie rozpieszczało. Po długiej i wyniszczającej chorobie umarł jej pierwszy mąż. W latach 80. zaangażowała się w działalność solidarnościową. Jako była członkini Szarych Szeregów i Armii Krajowej była inwigilowana i prześladowana przez komunistów. Potrzebowała odpoczynku. W czasie pobytu w Niemczech poznała Herberta. Wzięli ślub. Pani Budzimira stale kursowała między niemieckim Atzelgift, w którym zamieszkała z mężem, a Gdańskiem. „Były osoby, które odwróciły się ode mnie. Jeden mój dobry znajomy, dziennikarz, powiedział z wyrzutem: »pochodzisz z patriotycznej rodziny, twój ojciec został zamordowany przez nazistów, a ty za Niemca wychodzisz?«” – wspominała. Była już starszą panią, gdy w jej życiu pojawił się Dieter Schenk. Znany niemiecki pisarz chciał napisać książkę o jej niezwykłych losach. Powieść Schenka zatytułowana „Jak pogoniłam Hitlera” stała się bestsellerem i lekturą obowiązkową w wielu szkołach. Od tego momentu pani Budzimira wraz z mężem zaangażowała się w dialog polsko-niemiecki. Organizowała debaty, wymiany studenckie, sama także spotykała się z młodzieżą. Współpracowała także z niemiecką organizacją Frischer Wind, która zaprosiła grupę 50 studentów z Gdańska na Światowe Dni Młodzieży w Kolonii. Młodzi Polacy razem ze swoimi niemieckimi rówieśnikami postawili wtedy w Atzelgift krzyż pojednania, który stoi w miejscowości po dziś dzień.


Brak dostępu do ankiet

Aby wziąć udział w ankiecie musisz posiadać konto oraz musisz być zalogowany.



Skip to content