Henryk Arctowski (1871-1958)

Talenty

  • Naukowca

Profil

Wybitny uczony i nieustraszony polarnik. Ponad rok uwięziony był w lodowej pułapce. Gdyby nie on, Antarktyda pozostałaby nieznana.

Biografia

Urodził się w Warszawie jako Henryk Arzt (jego rodzina przybyła do Polski w XVII wieku z południowoniemieckiej Wirtembergii). Młody Henryk uczył się w gimnazjum w Inowrocławiu, na terenie ówczesnego zaboru pruskiego. Z powodu „zbytniego obnoszenia się ze swoją polskością” miał problemy w szkole. Z tego powodu rodzice przenieśli go do elitarnego liceum w belgijskim Liège.

Na Sorbonie. A potem… pasztet z wątróbek

Jego kariera naukowa nabrała rozpędu – po drodze było Sorbona, potem Collège de France. W wieku zaledwie 24 lat otrzymał posadę w belgijskim Instytucie Chemicznym, a na swoim koncie miał już pokaźny dorobek artykułów naukowych. To właśnie w tamtym czasie zaczął podpisywać się jako Arctowski, by podkreślić swoje polskie korzenie. Gdy dowiedział się o planowanej przez Adriana de Gerlacha, oficera belgijskiej marynarki wojennej, wyprawie na Antarktydę – zgłosił się jako pierwszy. Ląd ten pozostawał wielką niewiadomą – mieli być pierwszymi naukowcami, którzy tam dotrą, w dodatku w zimę. Arctowski intensywnie przygotowywał się do wyprawy – badał szwajcarskie lodowce, prowadził konsultacje z zakresu oceanologii i meteorologii. Zebrane materiały posłużyły mu m.in. do stworzenia map batymetrycznych (głębokości) mórz antarktycznych, a także opracowania teorii falowego przesuwania się cyklonów. W końcu wyruszyli na drewnianym żaglowcu Belgica. Z zachowanych dokumentów wiemy, że załoga nie miała problemów ze szkorbutem, nic też nie wskazywało na to, że członkowie wyprawy głodowali. Zachowane menu wygląda po latach więcej niż porządnie: puree z groszku, pasztet z wątróbek, krewetki, wędzone śledzie, szynka, ozorki, mus owocowy, rodzynki w maladze, piernik. 

Łopatami, piłami i w końcu dynamitem 

Niestety u brzegu Półwyspu Antarktycznego Belgica ugrzęzła w krze lodowej – jak się miało okazać – na trzynaście miesięcy. Niedługo potem rozpoczęła się noc polarna – temperatura sięgała – 40 °C. Załogę dręczyła depresja, mieli problemy z oddychaniem. W końcu zaczęli wyrąbywać sobie drogę łopatami i piłami – przez 5 tygodni na trzy zmiany po 8 godzin. W końcu postanowili użyć dynamitu. Po dwóch latach badań i obserwacji wrócili do Europy. Wyprawa przyniosła Arctowskiemu sławę i uznanie w środowiskach badaczy i podróżników. Wydawnictwa popularnonaukowe zabiegały u niego o relacje z podróży. Odmawiał, poświęcając się w pełni, żmudnemu, skrupulatnemu opracowywaniu danych. W końcu, zgromadzone materiały, wydane w 10 tomach, stały się podwalinami nowoczesnych badań geologicznych, meteorologicznych, glacjologicznych i oceanograficznych regionów polarnych. W natłoku pracy znalazł czas na miłość – ożenił się z uznaną śpiewaczką operową, Arian Jane Addy.

Badał klimat, zanim to było modne

Arctowski uczestniczył także w wyprawie naukowej na Spitsbergen. Po powrocie udał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie przez 9 lat pracował na stanowisku dyrektora działu przyrodniczego New York Public Library. W USA zaczął na szeroką skalę badać przyczyny zmian klimatycznych, co będzie zajmowało go do końca życia. M.in. w badaniach dotyczących krótko i długookresowych zaburzeń pogody i wahań klimatycznych Arctowski poszukiwał korelacji tych procesów ze zmianami aktywności słonecznej. Był jednym z pierwszych, którzy dopatrzyli się wpływu zmian stałej słonecznej na zmiany pogody i klimatu. Nigdy nie zapomniał o ojczyźnie. Podczas I wojny światowej opracował obszerny, liczący 2,5 tysiąca stron, raport na temat Polski dla amerykańskiej komisji powołanej przez prezydenta Wilsona. Na konferencji pokojowej w Paryżu, gdzie ważył się kształt polskiej niepodległości, był doradcą delegatów z kraju. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości powrócił do kraju. Premier Paderewski zaoferował mu tekę ministra oświaty, on jednak wybrał naukę i dydaktykę. Objął Katedrę Geofizyki i Meteorologii na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Nie zrezygnował jednak z dawnych zainteresowań. W latach 30. zaproponował stworzenie dwóch polskich stacji badawczych – na Spitsbergen i na Antarktydzie. Niestety, wybuch wojny spowodował, że realizację tych pomysłów trzeba było odłożyć. Na miesiąc przed wybuchem wojny wyjechał do USA na Kongres Międzynarodowej Unii Geodezyjno-Geofizycznej. Wybuch wojny uniemożliwił mu powrót do ojczyzny. Pozostał w Stanach Zjednoczonych, kontynuując pracę naukową. Tam też zmarł. Wiele projektów Arctowskiego nie doczekało się realizacji, a niektóre, jak chociażby pomysł użycia w Arktyce pojazdów mechanicznych, zostały użyte w wyprawach i projektach, w których sam nie brał udziału. Naukowiec się tym nie zrażał. Listy pisane do uczniów i współpracowników kończył zwykle: „Bądź Pan zdrów i pracuj”. Zapisał się w historii i … geograficznych mapach. Na Szetlandach Południowych powstała polska stacja polarna jego imienia. Nazwiskiem naszego rodaka nazwano też szczyt, półwysep i skaliste wzniesienie na Antarktydzie, a także lodowiec na Spitsbergenie.


Brak dostępu do ankiet

Aby wziąć udział w ankiecie musisz posiadać konto oraz musisz być zalogowany.



Skip to content