Jadwiga Jędrzejowska (1912-1980)

Profil

Do szczęścia wystarczały jej rakieta, piłki i… papierosy. Mówili na nią „latająca Polka”. Była trzecią rakietą na świecie, finalistką Wielkiego Szlema w Paryżu, Londynie i Nowym Jorku. Czemu ona tak strasznie bała się wygrać?” – zastanawiał się amerykański tenisista William Tilden.

Biografia

Sama mówiła o sobie, że urodziła się na korcie i nie było w tym wiele przesady. Dom, w którym przyszła na świat, położony był tuż obok kortów tenisowych krakowskiego Akademickiego Związku Sportowego. Pierwsze własne pieniądze zarobiła… zbierając z nich piłki. Któregoś razu, w przerwie czyjejś gry, dostała do ręki rakietę. Odbiła kilka razy z taką mocą, że starsi gracze zaczęli gwizdać pełni podziwu. 

Takich drajwów nikt w Polsce nie ma

W wieku 13 lat oficjalnie została członkinią klubu. Jednak koleżanki z AZS-u nie traktowały poważnie dziewczyny z ubogiej rodziny i kategorycznie nie zgadzały się, by była ich partnerką na korcie. Zaczęła więc trenować z chłopcami. Swoje firmowe uderzenie – silny forhend tłumaczyła po latach właśnie tymi niestandardowymi treningami. Od podawania piłek do pierwszego wygranego turnieju w Katowicach minęło siedem lat. „Przegląd Sportowy” pisał: Jadwiga Jędrzejowska stała się rewelacją tegorocznych mistrzostw. Takich drajwów chyba nikt w Polsce nie ma”. Kolejnych trenerów, zadowolonych z „drajwów”, irytował nieodłączony papieros w dłoni tenisistki. Jadzia, bo tak zwracali się do niej najbliżsi, „kopciła” przed i po każdym meczu. Nałóg nie przeszkodził Jędrzejowskiej w karierze, za to konsekwentna praca zaowocowała sukcesami międzynarodowymi. Na dwa lata przed wybuchem II wojny światowej awansowała do finału Wimbledonu. Uległa dopiero Brytyjce Dorothy Round. Był to najlepszy finał, jaki widziałem” – ekscytował się dziennikarz „Sunday Express”. Po piłce meczowej Jadzia długo płakała. W końcu zdecydowała się spotkać z brytyjskimi mediami. „Trzeba dowieść, że Polka potrafi z godnością znieść gorycz porażki. Naprzód, głowa do góry!” – zanotowała w swoich wspomnieniach. Dziennikarze, komentatorzy i spikerzy nazywali Jędrzejowską „polską królową siatki” (Polish net queen) albo „latającą Polką” (Polish flying girl). Przy okazji niemiłosiernie „kaleczyli” jej nazwisko. Po pewnym czasie stała się po prostu „Dża-dżą” albo „Dżed”. Polska tenisistka przed kamerami zawsze z uśmiechem i cierpliwie poprawiała: „Ję-drze-jow-ska”.

Z Polski nie wyjadę 

To z ojczyzną zawsze wiązała swoją przyszłość i sportową karierę. Nie poszła do profesjonalnego brytyjskiego zespołu, choć propozycja po finale Wimbledonu była bardzo kusząca – 25 tys. ówczesnych dolarów na wejście plus 10 procent z biletów. Nie została w Stanach Zjednoczonych, choć po US Open miała taką możliwość. I w końcu nie skorzystała z szansy spokojnego przeżycia wojny w Szwecji. „Decyzja o pozostaniu w Polsce podczas okupacji to była cała Jadzia. Nieskomplikowana, pogodna, serdeczna i bezpośrednia osoba, tkwił w niej także prosty, naturalny patriotyzm. Zwyczajnie uznała, że nie chce ratować się za pośrednictwem gestapowców, którzy przekazali jej ofertę przyjaciela z kortów na Riwierze, króla Szwecji Gustawa V” – wyjaśniał Bohdan Tomaszewski, który sam Jędrzejowską poznał na korcie. W czasie II wojny światowej pracowała w restauracji „Pod Kogutem” w Warszawie. Założona przez Janusza Kusocińskiego i innych sportowców karczma dawała szansę przeżycia. Niestety na krótko. „Kusy” został aresztowany i rozstrzelany w Palmirach. Jędrzejowska trafiła na Szucha. Zostaliśmy tam postawieni twarzami do ściany i kto ośmielił się odwrócić był natychmiast brutalnie kopany lub bity” – wspominała. Przez sześć lat okupacji rakiety nie wzięła do ręki. Z jej domu zostały zgliszcza. Wśród gruzów znalazła jedynie wimbledońską srebrną plakietkę za udział w finale. Po 1945 roku znów wygrała mistrzostwa Polski kobiet, choć wojna zrobiła swoje – po dawnej formie pozostał ledwie cień. Mimo to wicemistrzyni Wimbledonu grała profesjonalnie jeszcze długo po 40. roku życia, a po zakończeniu kariery regularnie pojawiała się na korcie. Redaktor Tomaszewski, komentując mecze Agnieszki Radwańskiej wspominał, że od „Jadzi wszystko w polskim kobiecym tenisie się zaczęło”. Jak mówił, Jędrzejowska inspirowała młodych zawodników i pomagała im wspiąć się na kolejne szczeble tenisowej kariery: „Ona, wielka mistrzyni, potrafiła czasem podejść do jednego z nas, młodych, i zwyczajnie spytać: to co, gramy w piątek? Może być o 12? Finalistka Wimbledonu, sama z siebie, taki zaszczyt! To też ją różniło od innych, wydaje się, że także od dzisiejszych mistrzów. Propozycja Jędrzejowskiej miała dla nas, początkujących, jeszcze jeden ważny aspekt – z Jadzią grało się tylko na korcie centralnym. To było jej miejsce”. 


Brak dostępu do ankiet

Aby wziąć udział w ankiecie musisz posiadać konto oraz musisz być zalogowany.



Skip to content