Józef Chełmoński (1849-1914)

Talenty

  • Artysta
  • Humanista

Profil

Malarz i ilustrator. Pracował w Monachium i Paryżu, nigdy nie zapominając o łowickiej ziemi, z której się wywodził. „Zaklął w swoim malarstwie tajemnicę polskości” – pisał o jego twórczości historyk sztuki Maciej Masłowski.

Biografia

Urodził się w drobnoszlacheckiej rodzinie w dzierżawionym od Radziwiłłów majątku Boczki, w Łowickiem. Jako dziecko uczestniczył w codziennych pracach gospodarskich, poznał różnice pór roku, ich wpływ na rytm prac rolniczych, życie na wsi, jej obrzędy. Towarzysząc rodzicom na jarmarku w Łowiczu wnikliwie obserwował stroje, gestykulację, postawy i zachowania chłopów, mieszczan, handlarzy, kupców żydowskich. To wszystko – na czele z miłością i przywiązaniem do ziemi, wagą tradycji, poszanowaniem pracy, w późniejszych latach ujawniło się w jego malarstwie. 

Prostactwo i brutalność? 

Pierwszym nauczycielem Józefa był uzdolniony muzycznie i malarsko ojciec. Następnie uczęszczał do warszawskiej Klasy Rysunkowej i prywatnej pracowni Wojciecha Gersona. „Kazał nam od początku rysować wszystko bez wyjątku: ziemię, kamienie, niebo, trawy, drzewa, wszelkie zwierzęta, nawet drobne, jak żaby, owady. Zalecał, aby nie opuszczać żadnej sposobności nastręczającej się do studiowania natury, tak w stanie spokoju, jak i w stanie ruchu” – wspominał Chełmoński. Pozbawiony wsparcia niezamożnych rodziców, pomieszkując kątem w domu wiecznie niezadowolonej z życia ciotki, ratował się korepetycjami i darmowymi obiadami w Towarzystwie Dobroczynności. Kontynuował naukę w monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie wzbudzał niemałą sensację swoim ubiorem – nosił czerwone rajtuzy konnicy rosyjskiej, granatową ułańską kurtkę oraz czapkę konduktorską Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Związał się ze środowiskiem „polskich monachijczyków” – Stanisławem Witkiewiczem, Józefem Brandtem, Maksymilianem Gierymskim i Adamem Chmielowskim. Został przyjęty w poczet Kunstvereinu, gdzie po raz pierwszy zyskał uznanie i powodzenie. To pozwoliło mu na zakup fortepianu i wysyłanie drobnej pomocy finansowej rodzinie. W latach 1872 i 1874-75 odbył kilka podróży na Podole i Ukrainę. Inspirował się bezkresem stepów i dziką przyrodą. Swoje prace – z jednej strony wpisujące się w nurt realizmu, z drugiej przepełnione atmosferą nostalgicznego, romantycznego nastroju, zaczął wystawiać w Zachęcie. Po pierwszych pochlebnych opiniach – zaczęły dominować głosy negatywne. Krytycy nie mogli wybaczyć Chełmońskiemu „prostactwa i brutalności” oraz „nonszalancji w smarowaniu pędzlem po płótnie”. Rozgoryczony artysta w 1875 r. wyjechał do Paryża. 

Jest w tym coś z magii… 

Z dnia na dzień nieznany szerzej Polak stał się cenionym i modnym malarzem. Był mistrzem letniego rozleniwienia, namokłych od deszczu strzech, skrzącej się bieli śniegu. „Jest w tym coś z magii, jest zaklęcie, jest urok rzucony przez prawdziwego myśliwca na wielkich łowach natury” – podkreślał Maciej Masłowski. Prace Chełmońskiego – pełne życia i „egzotycznych”, wiejskich motywów, zachwycały francuskich i amerykańskich kolekcjonerów. Popularność Polaka była tak wielka, że sławny marszand Adolphe Goupil zaproponował umowę zastrzegającą prawo pierwokupu. Osiągnąwszy techniczną wirtuozerię i swój specyficzny styl malowania Chełmoński z biegiem lat popadł w rutynę. Pozbawiony bezpośredniego kontaktu z ojczystym krajem wspomagał pamięć fotografiami, szkicami i notatkami sprzed lat. Nie wpisując się w modny nurt impresjonizmu, coraz rzadziej kupowany, po 12 latach opuścił Francję i powrócił do kraju. Osiadł we wsi Kuklówka koło Grodziska Mazowieckiego, gdzie prowadził gospodarstwo rolne. Po śmierci trójki małych dzieci, rozstaniu z żoną i wyjeździe starszych córek, Chełmoński zamknął się na świat zewnętrzny. Popadał w mistycyzm, unikał kontaktu z przyjaciółmi, jego myśli obsesyjnie pochłaniało zagadnienie istoty bytu. Zmarł tuż przed wybuchem I wojny światowej.


Brak dostępu do ankiet

Aby wziąć udział w ankiecie musisz posiadać konto oraz musisz być zalogowany.



Skip to content