Ks. Józef Wrycza (1884-1961)

Talenty

  • Społecznik
  • Teolog

Profil

Kociewiak, działacz narodowy na Pomorzu, społecznik, publicysta, genialny konspirator i niepokorny kapłan o niewyparzonym języku. Brał udział w trzech wojnach, o włos uniknął kary śmierci, przez sześć lat skutecznie ukrywał się przed gestapo. Mówili na niego „ksiądz generał”, choć… nigdy generałem nie był.

Biografia

Urodził się w Zblewie na Kociewiu, czyli w zaborze pruskim. Był buntownikiem już od wczesnej młodości. 

Postawił się generałowi Hallerowi 

W gimnazjum zaangażował się w działalność koła pomorskich filomatów. Potajemnie studiował polską literaturę, historię, geografię. Z tego powodu stanął przed prokuratorem pruskim. Młodemu Józefowi groziło nawet wyrzucenie szkoły z wilczym biletem, ale nie znaleziono przeciw niemu obciążających dowodów. To właśnie wtedy nauczył się konspiracji, a doświadczenie z młodości mocno wpłynęło na jego późniejszą postawę. Po otrzymaniu święceń kapłańskich rzucił się w wir pracy duszpasterskiej i społecznej. Pozostawał aktywny w ruchu kaszubskim – przyjaźnił z regionalnymi poetami, sam także publikował w wydawanym w Kościerzynie piśmie „Gryf”. Na jego łamach promował regionalizm kaszubski, a jednocześnie tradycje więzi z Polską. Aktywność ks. Wryczy przerwała I wojna światowa. Duchowny głośno opowiadał się za walką z bronią w ręku w celu przyłączenia Pomorza do Polski. Za swoją postawę został aresztowany przez władze niemieckie i skazany na karę śmierci. W wyniku działań wojennych po pół roku wyszedł na wolność. Kilka miesięcy później stał już obok gen. Hallera podczas zaślubin Polski z morzem w Pucku. Tamtego dnia padał silny deszcz i mocno wiało. Generał zasugerował, by ks. Wrycza skrócił nieco swoją homilię. „Przygotowałem na 20 minut, tyle też będę kazał” – odpowiedział kapłan, a jego patriotyczna przemowa odbiła się echem na całym Pomorzu. Krótko potem znowu znalazł się na froncie. Za swoją postawę podczas wojny z bolszewikami odznaczony został krzyżem walecznych. W uzasadnieniu dowódca pułku napisał: „Brał udział we wszystkich walkach, nieraz na pierwszej linii, zachęcając żołnierzy do ostatniego wytrwania, dając także ciężko rannym pierwszą pomoc w nieobecności lekarza”. 

Boisko Dmowskiego 

W okresie dwudziestolecia międzywojennego jako proboszcz parafii w Wielu, a jednocześnie jeden z liderów Narodowej Demokracji na Pomorzu, wybudował na terenie należącym do parafii profesjonalne boisko z bieżnią, skocznią i trybuną. Na bramie kazał napisać: „Boisko parafialne im. Romana Dmowskiego”. Propagował czytelnictwo, postawił pomnik poecie kaszubskiemu Hieronimowi Derdowskiemu, założył Bank Ludowy, którym później kierował. Inicjował szereg akcji charytatywnych – wspierał m.in. okoliczną, uzdolnioną młodzież. Jak podkreślał biograf duchownego dr Krzysztof Korda, we wspomnieniach ks. Wrycza zapisał się jako osoba o grubej skórze, ale gołębim sercu. „Potrafił zrazić do siebie dużą część parafii, ale kiedy komuś działa się krzywda, stał na czele komitetu pomocy. Tryskał energią i pomysłami. W parafii upowszechniał różnego rodzaju kółka nie tylko religijne, ale także rolnicze, wojackie. Był także dobrym gospodarzem. Dbał o kościół i o kalwarię wielewską”. Ks. Wrycza, najprawdopodobniej jako członek zespołu dywersji pozafrontowej, już przed wojną brał również udział w pracach związanych z przygotowaniem terenu pomorskiego do działań konspiracyjnych. 

Gdzie miał Niemców? 

Po 1 września, ukrywając się, rozpoczął działalność podziemną pod pseudonimem „Rawycz”. Z duchownym nawiązała kontakt Tajna Organizacja Wojskowa „Gryf Pomorski” – największa niepodległościowa struktura na Pomorzu. Żołnierze chodzili ze zdjęciem kapłana w mundurze od wsi do wsi i, powołując się na jego autorytet, werbowali kolejne osoby do organizacji. Aby nadać większe znaczenie całej akcji, rozpowszechniono nawet wśród miejscowej ludności informację, że ks. Wrycza został przez władze polskie w Londynie mianowany na stopień generała. W rzeczywistości był „tylko” podpułkownikiem. „Rawycz” nigdy nie walczył z pistoletem w ręku. Jego bronią były różaniec i modlitwa. Spowiadał, udzielał Komunii św., chrzcił dzieci. W pewnym momencie wycofał się z aktywnej działalności w organizacji. Gestapo deptało mu po piętach, a jego dekonspiracja groziłaby zniszczeniem całej struktury. Za wskazanie miejsca pobytu ks. Wryczy gestapo wyznaczyło nagrodę 200 tys. marek. Doskonale wyszkoleni agenci, w tym jeden podający się za katolickiego księdza, robili wszystko, by dopaść „Rawycza”. Uniknięcie aresztowania przez cały okres okupacji było wyczynem. Oczywiście, bez udziału kociewskiej i kaszubskiej ludności, gotowej oddać życie za kapłana, udzielającej mu schronienia i niejednokrotnie ratującej go z opresji, byłoby to niemożliwe. Miejscowi przekazywali sobie z ust do ust kolejne rewelacje o spektakularnych ucieczkach duchownego przed Niemcami. Podczas pewnej obławy miejscowi mieli schować księdza w wozie, a potem przysypać go gnojem i wywieźć. Smród odstraszył gestapowców. Krążyły także dowcipy. „Niemcy znaleźli ciało ks. Wryczy i przeprowadzili sekcję zwłok. Otwierają głowę, a tam Polska. Otwierają serce, a tam Bóg. Przeprowadzają sekcję dalej. Gdzie ma Niemców? Patrzą: w d…”. 

Papierosy i skat 

Po zakończeniu II wojny światowej ks. Wrycza wrócił na probostwo do Wiela. Duchowny zabrał się energicznie za pracę w parafii, w powołanie spółki rolniczej, reaktywowanie banku. Chciał pomóc rodzinom, które z jego powodu ucierpiały, ukrywając przed gestapo. Następie trafił do Tucholi. Nieustannie inwigilowany przez Urząd Bezpieczeństwa zamknął się w sobie, unikał towarzystwa. Spotykał się tylko z najbliższymi. Z namiętnością palił papierosy i grał w skata – kaszubską grę karcianą. Lubił też siłować się na rękę. Może dlatego, że w tej konkurencji nie miał sobie równych. Mając 75 lat, przeszedł na emeryturę. Swoje życie scharakteryzował w żołnierskich słowach: „Dwóch rzeczy nigdy nie miałem – strachu i pieniędzy”.


Brak dostępu do ankiet

Aby wziąć udział w ankiecie musisz posiadać konto oraz musisz być zalogowany.



Skip to content